Z Neapolu do Palermo jedziemy pociągiem cały dzień. Nie ma wagonu restauracyjnego, jedynie dwie szafy samoobsługowe, które serwują napoje, batony i chipsy. Ludzie o skrystalizowanych gustach kulinarnych nie potrafią zaakceptować takiego menu. Głód zagląda w oczy. Przyjeżdżamy wieczorem na Palermo Centrale. Spacerem idziemy do naszego mieszkania na Via Giudici. Telefonuje nasz host Daniele, żeby upewnić się, że wysiedliśmy na właściwym dworcu, że nie błądzimy. Przesyła mi kod do małej skrytki, w której znajdujemy klucz do mieszkania. Porzucamy w domu bagaże i wychodzimy zjeść kolację. Poczucie euforii.
Rano wpada Daniele, z którym załatwiamy formalności i zaprzyjaźniamy się. Wypytuję go o greckie metopy z Selinuntu, wspominam o trzech poematach fortepianowych Szymanowskiego nawiązujących do przygód Odyseusza.
Europa jest Grecją mówi Daniele. Rozmawiamy o naszych hoplitach, którzy dziś bronią jej w Charkowie, w Donbasie, nad Dnieprem. Persowie nie przejdą, Kserksesa czeka klęska.
Po południu Daniele przynosi kompakt z Królem Rogerem. Podaje mi z uśmiechem i znika. To edycja Naxosa z 1998 roku. W nocy przesłuchuję operę dwa razy. Nigdy nie widziałem jej na scenie. Gościła w palermitańskim Teatro Massimo kilkakrotnie, po raz pierwszy w roku 1949 na festiwalu muzyki współczesnej. Iwaszkiewicz, którego nie mogło w Palermo zabraknąć, zapewnia, że przedstawienie było na najwyższym poziomie, co publiczność potrafiła docenić. Tylko o swoim udziale myśli krytycznie: Gdyby nie moje idiotyczne libretto, to by nic temu dramatowi muzycznemu nie brakowało.